sobota, 10 stycznia 2015

2. Nothing isn't like you were thinking


ZAPRASZAM DO OGLĄDNIĘCIA ZWIASTUNU :)


BEAU'S POV



Opierając swoje biodro o framugę dębowych drzwi z zatroskaniem spoglądałem na młodszego brata, w skupieniu pakującego wszelkiego rodzaju rzeczy do prostokątnej walizki, będącej ostatnią pamiątką po naszym niewiernym ojcu. Moje dłonie drżały, a skronie zdawały się pulsować w wyniku odczuwanego wewnętrznego zdenerwowania związanego z wysłaniem tego bezmyślnego nastolatka do miasta tak wielkiego, jak Londyn. Wiedziałem do czego był zdolny i jak wielkie pokłady energii kryły się w jego ciele, dodatkowo stolica Wielkiej Brytanii dawała mu wiele możliwości na spożytkowanie jej w nieodpowiedni, negatywny sposób. Tego bałem się najbardziej...

Byłem najstarszy spośród potomstwa pochodzącego z  rychłego małżeństwa Giny i Mark'a Brooks, tak więc mogłem obserwować cały proces dorastania i dojrzewania zarówno Luke'a, jak i Jai'a. Pierwszy z nich przechodził naprawdę wiele kryzysów związanych z własną tożsamością, przyjaciółmi, miłością w przedszkolu i wieloma innymi aspektami życia małego chłopca, a rozstanie naszych rodziców jedynie przelało czarę goryczy. Właśnie wtedy nastąpił pierwszy etap jego zmian. Buntował się i za razem na miarę możliwości kilkulatka odcinał się od pozostałych członków rodziny. Mama przeżywała każdą kłótnię ze swoim "malutkim, bezbronnym synkiem", co także odbijało się na nas i naszych zachowaniach wobec otaczających nas ludzi, a w efekcie końcowym doprowadziło do opuszczenia Melbourne na kilkanaście kolejnych lat naszego życia.

W San Francisco wszyscy "odżyliśmy" na nowo i staliśmy się szczęśliwsi niż kiedykolwiek... Wszyscy oprócz Luke'a, który potrzebował najwięcej czasu na przywyknięcie do sytuacji. Nigdy nikomu o tym nie mówiłem, ale wieczorami wymykał się z mieszkania przez okno, by całe noce spędzać w niszowych klubach otoczony przez swoje towarzystwo z niższych sfer. Rano, gdy Gina zwyczajowo przymaszerowała do Jego i Jai'a pokoju, by obudzić obu do szkoły, Luke już spoczywał w swoim łóżku, nie dając nikomu powodów do zmartwień. Tak było przez około sześć lat, póki nie zdecydowałem się, by zapoznać członków rodziny z zachowaniem brata, tym samym sprawiając iż starszy z bliźniaków znienawidził moją osobę i uważał mnie za swojego największego wroga. Myślałem, że nigdy mi tego nie zapomni.

Minęło naprawdę wiele czasu nim zdołałem usłyszeć z jego strony odpowiedź na moje nawet najprostsze pytanie, a jego oczy nie rzucały w moim kierunku złowrogich, pełnych nienawiści spojrzeń. Nie rozumiał, że robiłem wszystko to dla jego dobra...  Po prostu nie był jeszcze dość dojrzały i  przez pewien okres musiałem go unikać, by nie doprowadzać do kolejnych awantur, które zazwyczaj kończyły się interwencją policji. Nasza rodzina po raz kolejny stawała się najgorszym środowiskiem do funkcjonowania  na świecie. Niszczyliśmy siebie nawzajem.

Sytuacja uległa drastycznej zmianie, kiedy  znów zamieszkaliśmy w naszym rodzinnym miasteczku o nic nie mówiącej nazwie- Melbourne. Mówiąc szczerze, tęskniłem za tym miejscem i samo przekroczenie przez próg naszego dawnego domu przywołało do mojego umysłu wiele zarówno dobrych, jak i złych wspomnień. Nie tylko ja to czułem. Z twarzy moich braci i matki wyczytałem dosłownie to samo, co kotłowało się wewnątrz mnie. Niepewność, strach i żal wymieszane z poczuciem "bycia u siebie" po tak długiej wędrówce.


- Jesteśmy u siebie...- szepnęła łamiący się głosem Gina.
- Tak, Mamo.- powiedziałem równie cicho, zamykając kobietę w uścisku.
- Tak.- powtórzył Luke, sprawiając iż mama załkała jeszcze bardziej.
- Luke... Nie zostawiaj nas nigdy więcej. Proszę.
- Nie zrobię tego. Obiecuję.


Dotrzymywał obietnicy aż do dnia pojawienia się w jego sercu niechcianych uczuć żywionych do Jessy. Nie powiem, uwielbiałem tę dziewczynę. Była... Um... Jest spokojną, miłą dziewczyną z dobrego domu o niesamowitej urodzie. Liczyłem, iż będzie miała dobroczynny wpływ na mojego braciszka.. Tak się nie stało, gdyż dobrze wiedziała jakim typem osoby był Luke, a dodatkowo nigdy wcześniej nie widziałem na oczy dziewczyny równie niepewnej siebie i swojej atrakcyjności... Nie wiedziała, iż wszyscy trzej omal nie pozabijaliśmy się o jej względy. Cóż. Wygrałem ja, ale jak mogłem być z tego powodu szczęśliwy, skoro przez to ucierpieli moi bracia? W dniu kiedy znienacka opuściła Australię, zaszywając się gdzieś w oddaleniu od nas i od rodziny, już wiedziałem co nadchodziło.

Nadchodził nowy Luke.


- Zaraz musimy ruszać na lotnisko.- warknąłem, znów przyjmując rolę oschłego, złego starszego Beau.


Szatyn spojrzał na mnie wzrokiem przepełnionym strachem i smutkiem, na którego widok o mało co nie zmiękłem. Nie chciał wyjeżdżać. Rozumiałem to, lecz nie było lepszego rozwiązania. Musiał zmienić środowisko, by być tym samym, wesołym Brooks'em, który został zniszczony przez okropną miłość do dziewczyny, która się go bała. Nikt chyba nie chciałby widzieć członka swojej rodziny, płaczącego w poduszkę i upijającego się do nieprzytomności. Musiałem więc zrobić to co uważałem za słuszne...


- Muszę tam lecieć?
- Tak. Nie masz wyboru.


Tak będzie najlepiej.



Luke's POV



Bez życia pakowałem rzeczy do walizki, w głowie idealnie opracowując plan, na który wpadłem tuż po otrzymaniu informacji na temat swojego zakwalifikowania się do programu wymiany międzynarodowej. Ta cała idea zamieszkania w Londynie miała pomóc mi w powróceniu do swojego pierwotnego stanu, co nie było ani trochę możliwe. Spaliłem się. Doszczętnie. Nie mogłem być taki sam. Gubiłem siebie za każdym razem, gdy powracałem pijany z klubu. Za każdym razem, gdy włączałem Facebook'a z nadzieją, iż zobaczę tam wiadomość od Jess. Za każdym razem, gdy ktoś wypowiadał przy mnie jej imię.


Luke Brooks już nie istniał. 


- Muszę? Okey... Rozumiem.



Starałem się, by w moim głosie pobrzmiewała jak największa dawka przerażenia i niechęci do opuszczenia domu i wszystkiego co miałem w Melbourne... A nie...!

Czekajcie!
Nie miałem przecież nic!

Ale mogłem wiele zdobyć, jeśli wszystko poszłoby zgodnie z moimi wyobrażeniami. Potrzebowałem jedynie wiele sprytu i kilku znajomości z czasów pobytu w San Francisco, a o to akurat było łatwo.



- Gotowy.- westchnąłem.
- To już. Do samochodu.


Po długim pożegnaniu z Jai'em oraz Mamą poczułem, iż naprawdę nie chciałem opuszczać tego miejsca, z którym miałem związanych tak wiele niesamowitych wspomnień. Pierwszy pocałunek z pochodzącą z Francji siostrzenicą sąsiadki, zabawy, gra w piłkę nożną z przyjaciółmi, bycie tym "popularnym kolesiem"... Spotkanie z Jess, pocałowanie jej po raz pierwszy, dotykanie... A nawet kłótnie, podczas których myślałem jak bardzo ją kocham. To nie mogło tak się skończyć. Nie mogłem dać jej tak po prostu odejść.


Musiałem działać.


Droga do Sydney potrwała dużo mniej niż przewidywaliśmy, gdyż jedyna asfaltowa droga która prowadziła z Melbourne do miasta uważanego za stolicę Australii, była niekończącą się autostradą z niewieloma możliwościami zjechania na pobocze czy też jakąkolwiek stację benzynową. Siedząc na przednim miejscu pasażera, zwijałem się z głodu, zgrzytając zębami oraz łapiąc się za brzuch, jednak, Beau wciąż pozostawał niewzruszony, jakbym w jego oczach był już po prostu nieżywy. A przecież taki nie byłem! Po prostu potrzebowałem czasu, by pozbierać szczątki siebie w spójną całość tworzącą prawdziwą osobę... Spójną? No nie do końca. Istniała we mnie jedna dziura, będąca pamiątką po pannie Wade. Ale ja jeszcze nie skończyłem. Nie tym razem. Miałem jeszcze szanse na zrobienie kilku rzeczy, które mogły mnie uratować przed faktycznym zgonem mojej duszy.


~~*~~


Gmach Sydney Airport był wielkim budynkiem oszklonym z niemal każdej strony i zajmującym kilka hektarów kwadratowych. Do gzymsu* znajdującego się u szczytu przytwierdzono sześć flag Australii oraz niewielką płaskorzeźbę przedstawiającą Hermesa- greckiego boga podróży, który miał niejako sprawować opiekę nad wszystkimi wyruszającymi w świat.

Nasz samochód został zaparkowany na parkingu znajdującym się na dachu, z którego rozciągał się niesamowity widok na panoramę miejskiej dżungli, która od razu zaparła mi dech w piersi. Mógłbym tam stać  i po prostu patrzeć, jednak do moich uszu dochodziły pełne poirytowania westchnienia Beau.


- Już idę.- mruknąłem, wyrywając z jego dłoni rączkę walizki.


Tuż za wielkimi automatycznymi drzwiami znajdowała się ogromnych rozmiarów poczekalnia, w której gnieździły się setki, a może i tysiące osób, czekających na swój lot, bądź mających przybyć w najbliższej przyszłości członków swoich rodzin. Na twarzach większości ludzi gościło zmęczenie i znużenie długotrwałym czekaniem, związanym z usadowieniem się na niewiarygodnie niewygodnych niebieskich krzesełkach, od których tyłek drętwiał w ciągu kilkunastu minut.

Od razu powędrowałem w stronę czerwonej lady z białym napisem "RECEPCJA", chcąc odebrać bilet nim zrobi to mój brat. Niestety tak prosta czynność okazała się niemal niemożliwa do wykonania, gdyż kolejka ciągnęła się na niemal do samego wyjścia, mimo iż klienci byli przyjmowani przez trzy ubrane w identyczne uniformy kobiety. Wszystkie były idealnie umalowanymi blondynkami. Ugh. Ten typ płci przeciwnej, którego zawsze nienawidziłem, jednak nie zważając na ten fakt gdy przyszła pora na mnie, uśmiechnąłem się szeroko i poprosiłem o swoje dokumenty potrzebne do opuszczenia Australii.


- Nie musisz tutaj ze mną siedzieć. Wejdę wcześniej do samolotu.- skłamałem, gdyż mój właściwy lot był umiejscowiony w czasie o pół godziny wcześniej od tego do Londynu.
- Muszę.- słowa wypłynęły z jego ust niemal automatycznie. Nigdy tak naprawdę nie był złym bratem... po prostu za bardzo wpieprzał się w nie swoje sprawy.


Minuty mijały nie ubłagalnie wolno, a ja mogłem jedynie ze znudzeniem obserwować osoby zarówno opuszczające, jak i dopiero wchodzące na teren lotniska. Widziałem matki czule obejmujące swoje dzieci, zakochane pary ślepo w siebie wpatrzone, a nawet osoby wyprowadzane przez ochroniarzy z powodu dziwnych przedmiotów znajdujących się w ich torbach. Wszyscy zdawali się być zbyt skupieni na swoich sprawach, by nawet dostrzec iż mogli właśnie minąć miłość swojego życia.


- Chyba czas na mnie.- powiedziałem cicho, zamykając brata w swoich ramionach.- Będę tęsknił za Wami. Naprawdę.
- Mimo tych wszystkich kłótni i problemów, my też będziemy za Tobą tęsknili, Luke.  My za Tobą też...


Nie przeciągając ani chwili dłużej trudnego dla nas obu pożegnania, obróciłem się na pięcie i pomaszerowałem w kierunku bramki w celu weryfikacji moich dokumentów przez pracowników Sydney Airport. Kiedy mój bagaż przeszedł przez tunel ze skanerem, po czym został również odprawiony, w moją rękę została wepchnięta niezbędna karta pokładowa.


- Zapraszamy do hali odpraw, gdzie sprawdzimy czy nie chce pan przypadkiem zabrać czegoś niebezpiecznego na pokład.- zaszczebiotała kolejna blondynka z idealnym makijażem.
- Dziękuję.


Na szczęście nie potrwało to długo i już niemal pół godziny później niepewnym krokiem stąpałem po zimnym podłożu przejścia prowadzącego do samego samolotu.

Czułem, jak szybko łomotało serce w mojej piersi.
Czułem, jak moje kolana uginały się ze względu na odczuwany strach.
Czułem, jak narastała we mnie złość na siebie samego.
Czułem tak wiele...

Najważniejsze, jednak dopiero przede mną...

Wszystko ulegnie zmianie, na którą nikt nie był przygotowany.


San Francisco... Powracam!



______________________________________________________________________


Hej, przepraszam Was za tak długą nieobecność, jednak potrzebowałam
wiele czasu na napisanie tego rozdziału, mimo iż nie jest dość dobry i ciekawy.
Jednak... Mam nadzieję, iż zamieszałam Wam w głowach, ponieważ
domyślam się, że większość sądziła iż Luke tak po prostu poleci do UK i 
spotka Jess ^^ Wszystko będzie bardziej skomplikowane mrr.
Liczę na wiele komentarzy oraz oceny zwiastuna ♥

Pamiętajcie o #BadBoyPL


28 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział! Bardzo podoba mi się twój styl pisania. Czekam na następny :) @dirtyxjano

    OdpowiedzUsuń
  2. Wika aka zło wcielone jak zawsze wszystko musi komplikować! ZAWSZE i WSZYSTKO! :(
    Dorwę Cię kiedyś i Ci coś zrobię !
    serio :/
    Ty nawet nie wiesz jak ja kocham to ff :(
    I jak zawsze Ty wszystko komplikujesz!! </3
    Chociaż, to Twoje ff, więc można było się spodziewać, że coś takiego będzie miało miejsce....
    ughh!
    CZEKAM KUWA!
    @and_disappear (która obecnie ma limit.xd)

    OdpowiedzUsuń
  3. Już sie nie moge doczekać co wymyśliłaś

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok tego sie nie spodziewałam 😂😂

    OdpowiedzUsuń
  5. tak,namieszałaś mi troszke w głowie. omg jestem ciekawa co wymyśliłaś. rozdział jak zwykle cudowny x pisz szybko kolejny

    OdpowiedzUsuń
  6. nie wiem co tam sobie wymyśliłaś ale czuje że bedzie ciekawie xx czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  7. Omg, jaki rozdział... i ta końcówka snjzjjsizjsjisa myślałam że pojedzie do londynu i spotka jessy ale namieszałaś mi trochę i strasznie mnie zaciekawiłaś.
    Czekam na nn
    @kidrawhxo

    OdpowiedzUsuń
  8. zakkjnsjfdnjssq TAK, TAK WŁAŚNIE MYŚLAŁAM.. że poleci do UK i ją spotka, a tu nie, nie poleciał xd Ale rozdział jak zawsze genialny :3

    OdpowiedzUsuń
  9. No tego to sie kompletnie nie spodziewałam xD Luke bd jak Kevin i wsiądzie do złego samolotu ? To byłoby niezle xD czekam na next xx @darelovedare

    OdpowiedzUsuń
  10. Super jest te ff, przeczytalam cale w jedna noc i nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Super ,czekam na kolejny ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. Luke idioto ona jest w LONDYNIE!!
    czaisz LONDYNIE!
    pieprzyć san francisco
    LONDYN
    LONDYN

    OdpowiedzUsuń
  13. Luke no proszę Cię. Sama wsadzę Cię do tego samolotu ;) + rozdział cudowny, jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  14. OMG, nie mogę to jest takie cudowne rdtfgyuhjidrtf

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeju :o ja wlasnie myslalam, ze poleci do Londynu i spotka Jess a tu niespodzianka :o czekam na nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  16. Kiedy następny ;) ?

    OdpowiedzUsuń
  17. czemu trzeba tyle czekac na rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Hm.. Może ze względu na fakt, iż informując 102 osoby dostaję 16 komentarzy (nie licząc tych z pytaniem o datę dodania następnego rozdziału)? Na moim miejscu ty także straciłabyś motywację do starania się, tak więc mam problem z napisaniem następnego i dodam go, jak tylko uda mi się go sklecić.

      Usuń
    2. hmm, rozumiem, przepraszam.

      Usuń
  18. kiedy oni się spotkają. nie mogą się doczekać następnego rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  19. jezu to jest cudowne, super rodział

    OdpowiedzUsuń
  20. to jest świetne, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  21. Cudo ,Dziękuje za starania i czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  22. super, uwielbiam to ff, świetny rozdział, czekam na kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  23. Extra opowiadanie , a zwiastun świetny ;*

    OdpowiedzUsuń
  24. omg ale cudwony rozdział! x

    OdpowiedzUsuń