TWEETUJ Z #BadBoyPL
- Uważaj sobie. Lepiej będzie dla Ciebie, jeśli odpuścisz sobie Jai’a, a tym bardziej Luke’a. Oni tylko z Ciebie żartują. Słyszałam ich rozmowę. Jesteś dla nich tylko głupim zakładem. Jai postawił trzysta funtów, że Lukey’owi nie uda się Ciebie zaciągnąć do łóżka.
- Co
ty…?- cofnęłam się, zaczepiając o własne nogi.
-
Trzymaj się od nich z daleka. Dla własnego dobra.
Odrzuciła
swoje długie włosy za ramię, a chwilę później mogłam jedynie obserwować jej zgrabną sylwetkę znikającą w mroku spowijającym holl. Satysfakcja oraz szczęście, które wypełniały
jej niebieskie tęczówki były wprost nie do opisania. Kochała to. Kochała
dobijać słabszych. Była złym człowiekiem i nawet nie próbowałam się z tym kryć.
Szczyciła się każdym negatywnym czynem, którego dokonała. Nie zwracając uwagi
na fakt, iż pozostali członkowie naszej rodziny spali, wbiegała po schodach, a
dźwięk jej kroków roznosił się po całym domu, odbijając się od każdej ściany i przeszkody,
która stawała na jego drodze. Dlaczego wierzyłam jej na słowo? Cóż… Może i nie
miałam żadnych podstaw ku temu, jednak wiedziałam iż obracała się w ich
towarzystwie i miała prawo słyszeć rozmowy, które prowadzili między sobą na
przerwach w szkole czy na imprezach. Od zawsze należała do elit. Już w zerówce
była tą dziewczynką, której wszyscy jak na zawołanie oddawali swoje
zabawki. W podstawówce brała udział we
wszystkich możliwych konkursach, a w gimnazjum skupiła się na byciu piękną
(tak, to ciężki kawałek chleba). Liceum? Już dzień po rozpoczęciu roku każdy
uczeń klękał przed nią na kolana. Miała u swoich stóp Luke’a, Jai’a, Camille, a
nawet nauczycieli… Ale nie mnie. Ja nigdy nie poddawałam się jej woli… Do
tamtego wieczoru. Wtedy uwierzyłam. Uwierzyłam w cholerny zakład, w którym
byłam jedynie możliwością zarobienia trzystu funtów.
Czułam, jak moje ręce drgają, natomiast nogi
odmawiają posłuszeństwa. Bezsilnie
opadłam na barowy stołek, ukrywając twarz w dłoniach. Byłam zbyt nieostrożna,
by zauważyć że usiadłam na samym brzegu mebla, który już moment później zachwiał
się i wyślizgnął spode mnie, sprawiając
iż uderzyłam tyłkiem o zimną posadzkę. Cholera. Moje oczy wypełniły się
niechcianymi łzami, które z zaciętością walczyły o wydostanie się na zewnątrz. Płakałam
nie tylko ze względu na ból, który odczuwałam w wyniku upadku… Płakałam przez
uczucia, wypełniające moją duszę, aż po jej granice.
Wstyd.
Smutek.
Złość.
Te
trzy słowa stanowiły kwintesencję mojego samopoczucia w owym momencie. Ufałam
swojej intuicji. Ufałam, że będę wiedziała, iż coś jest nie tak… Tymczasem nie
przeczuwałam nic. Wpadłam w jedno wielkie bagno, które z sekundy na sekundę
pochłaniało mnie coraz bardziej. Musiałam odejść od Beau. Odejść od tego
wszystkiego co mnie otaczało, a zarazem niszczyło od środka. Luke i Beau pozwalali mi czuć, że
opiekują się mną, ponieważ tego chcieli… Było inaczej. Wciąż interesowali się
tylko i wyłącznie sobą, a ludzie tacy jak ja, niższego pokroju, byli dla niego
tylko dobrą okazją do zabawy. Zabawy moim kosztem… Nie wiedziałam, czy
najstarszy był w to zamieszany, lecz miałam ochotę „odwdzięczyć się” wszystkim
łącznie z nim… Jednak największa i najdotkliwsza kara należała się właśnie mnie,
za tak ogromne niepatrzenie i głupotę.
Czułam się, jak pieprzona idiotka, która oddała swoje serce
nieodpowiedniej osobie… Po raz drugi (i ostatni). Dość. Nie pozwolę więcej na kpiny i
szyderstwa. Ja także mam uczucia… Uczucia, które zbyt wiele razy zostały
zranione czy wrzucone do kosza z pozostałymi śmieciami.
Są
na świecie dziewczyny oraz kobiety, które od zawsze cieszyły się ogromnym
powodzeniem wśród mężczyzn. Dziewczyny, które były naprawdę szczęśliwe i
spełnione w swoim życiu. To nie byłam ja. Ja nie miałam okazji posmakować
prawdziwego uczucia zwanego odwzajemnioną miłością. W większości tylko ja
kochałam, pragnąc tego samego od drugiej strony. Nie potrafiłam walczyć o
swoje, dlatego po prostu płakałam w kącie, wymyślając w głowie historyjki, w
których moje marzenia spełniały się.
„Historyjki” nie mające żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Chyba
każdy miał taki moment, w którym myślał o zakończeniu swojego żywotu… Dla mnie
owym momentem była noc, kiedy wszystkie mity które tworzyli Brooksi zostały
obalone, a prawda wyszła na światło dzienne.
Słowo
„zakład” odbijało się echem w mojej czaszce, powodując okropną migrenę i
zawroty głowy, które nawiasem mówiąc, ostatnimi czasy towarzyszyły mi bardzo
często. Niezgrabnie podniosłam się z posadzki, chcąc jak najszybciej zmyć z
siebie wspomnienia poprzedniego dnia i życia. Zrzuciłam z siebie ubrania oraz
bieliznę, jednak wszystkie czynności, które wykonywałam były mechaniczne i
automatyczne. Nie napuściłam gorącej wody do wanny, ponieważ zamiast tego
wybrałam lodowaty prysznic. Zimne krople powodowały u mnie gęsią skórkę i bez
problemu łączyły się z łzami wypływającymi z moich oczu. Czułam rozluźnienie
wypełniające mięśnie, które pozostawały napięte przez ostatnie dwadzieścia
cztery godziny. Niebo.
Wiedziałam,
iż opuszczenie kolejnego dnia w szkole byłoby nieodpowiedzialne, gdyż zaczęłam
ostatni rok liceum z czym wiązał się test dojrzałości czyli tak zwana matura. Piątek.
To słowo nie brzmiało tak źle, więc mogłam mieć jedynie nadzieję, iż
nauczyciele nie postanowią przywitać nas testami sprawdzającymi nasze
wiadomości z poprzednich lat. Uruchomiłam szybko laptopa, aby sprawdzić czy
ktoś przypadkiem nie podał planu lekcji na klasowym czasie i już chwilę później
dziękowałam Bogu za Jack’a, który również nie pojawił się na zajęciach
poprzedniego dnia. Zapowiadał się
naprawdę męczący dzień. Wrzuciłam potrzebne zeszyty i podręczniki do torby, po
czym pozwoliłam mojemu ciału opaść na miękki materac mojego ukochanego łóżka.
Łóżko nigdy mnie nie zraniło i zawsze mnie wysłuchiwało. Łóżko to najlepszy
przyjaciel człowieka, słowo daję. Sen przyszedł bardzo szybko, a wraz z nim „koszmary”,
męczące mnie noc w noc.
~*~
Biegnę ile sił w nogach, ale On jest coraz
bliżej… Dogania mnie! Gałęzie drzew smagają moją twarz, a suche liście
szeleszczą pod naszymi stopami. Uchylam się i przeskakuję nad przeszkodami.
Jestem niedaleko. Niewielki domek już maluje się kilkanaście metrów przede
mną. Dyszę i kaszlę. „Nie uciekniesz!”
jego głos roznosi się echem po wielkim lesie, sprawiając iż przyspieszam.
Materiał mojej zwiewnej białej sukienki wydaje z siebie okropny dźwięk, kiedy
zaczepiam nim o stary konar wielkiego dębu, rozrywając swoje okrycie. Cholera. Czuję
jego oddech na swoim karku, kiedy wbija opuszki palców w moje biodra, z wielką siłą obracając mnie w
swoją stronę.”Mam Cię…” szepcze. Szarpię się pod jego władczym dotykiem, jednak
to na nic. On wie. Wie, że może zrobić ze mną, co tylko chce. Może mnie mieć,
jeśli tylko pstryknie palcem. Przymykam oczy, poddając się. „Nie opieraj się.
Oboje to wiemy…”. Nasze usta niemal stykają się, mogę usłyszeć przyspieszone
bicie jego serca. „Oboje wiemy.” powtarza. Chłopak nagle znika jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wołam jego imię, zataczając się na boki. Jestem wyczerpana. Docieram do
drewnianej chatki, której drzwi okazują się otwarte. Przekraczam próg, a wszystko
poczyna wirować. Cisza i mrok. Unoszę powieki, zdając sobie sprawę iż leżę na
zimnym betonie. Słyszę śmiechy i głosy. Głosy wielu ludzi. Wstaję na równe
nogi. Wszyscy patrzą tylko na mnie i wytykają mnie palcami. Dziedziniec szkolny
jest wypełniony po brzegi moją rodziną, znajomymi i największymi wrogami. W
tłumie dostrzegam także Jego. Płaczę, znów krzycząc Jego imię, jednak On nie
robi nic, jedynie patrzy na mnie z politowaniem. Wiele osób podchodzi do Niego,
podając mu ręce i gratulując. Po raz kolejny uciekam. Opadam z sił, ale nie
daję za wygraną. Jak najdalej od szkoły, to mój cel. Otwieram drzwi, jednak za
nimi pojawiają się następne. Jest! Wypadam jak oparzona na zewnątrz, wpadając
na starszą kobietę. Przepraszam, chcąc kontynuować swój bieg. Staruszka łapie
moją dłoń, przenikliwym wzrokiem skanując moją twarz. „Światło i ciemność muszą
w końcu się połączyć.” mówi powoli, a już po chwili zarówno ją, jak i wszystko
wokół mnie pochłania cień.
~*~
Obudziłam
się zlana potem, przyciskając dłoń do swojej piersi. Byłam w stanie brać tylko
płytkie, urywane oddechy, które nie pozwalały mi na uspokojenie się. Moje
policzki płonęły, a łzy kapały na koszulkę. Pierwsze promienie słoneczne
przedostawały się do wnętrza mojego pokoju. Spojrzałam na niewielki zegarek,
stojący na wyciągnięcie ręki. Godzina szósta. Równo. Kiedy podniosłam się z
łóżka, udałam się do łazienki, która okazała się (jak zwykle) zajęta przez Sam.
Usiadłam na podłodze obok drzwi, czekając na jej wyjście, a każda sekunda
wydawała się wiecznością. Dziewczyna minęła mnie z władczym uśmiechem
przyklejonym do ust. Jej makijaż był idealny, a ubrania odsłaniały zbyt wiele…
Biedna nie wiedziała, że nie miała dla kogo się tak szykować. Ukryłam swoją
zmęczoną cerę pod warstwą podkładu i innych kosmetyków, włożyłam pierwsze
lepsze ubrania.
-
Wychodzę!- krzyknęłam, zbiegając po malutkich schodach przed domem.
Tego ranka na zewnątrz padał lekki deszcz, który niemiłosiernie moczył moje i tak nieposkromione kosmyki włosów, które bez przerwy przyklejały się do mojej twarzy. Nie miałam w sobie nawet na tyle siły, by odpowiednio unosić stopy, które szurały o powierzchnie brukowanego chodnika. Ani na moment nie odważyłam się unieść podbródka, uporczywie wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Nie wiem, co skłoniło mnie do tego, lecz moje ciało kryła przeważająca część koloru czarnego. Czułam się, jak kobieta, która przechodziła coś na wzór żałoby. Żałoby po swoim zdrowym rozsądku i poczuciu własnej wartości. Minęło ponad sześć godzin od rozmowy z Sam, ale słowo "zakład" nie opuszczało moich zamotanych myśli. Próbowałam zgromić drgawki nawiedzające mój organizm, który był na granicach wytrzymałości. Nie jadłam nic od prawie dwóch dni. Nie piłam ponad pół dnia. Spałam zdecydowanie zbyt mało. Ktokolwiek dałby radę na moim miejscu? Cóż. Ktoś na pewno, ale nie ja... Nie w takich okolicznościach. Nie, kiedy miałam wiele problemów na głowie. Jednym z nich był Australijczyk, który nawet za sprawą oddechu potrafił wpędzić mnie w kłopoty. Może i zbytnio się przejmowałam. Może i wkładałam w to zbyt dużo serca... Taka byłam. Byłam po prostu nastolatką, taką jak każda inna.
Naprawdę chciałam odwiedzić Nash'a , jednak już i tak byłam spóźniona. W pewnym sensie poczuwałam się odpowiedzialna za jego stan i ten cały napad złości Luke'a, który został wyładowany właśnie na tym niczemu winnym chłopaku.
Zdyszana i zmoczona wpadłam do sali biologicznej piętnaście minut po dzwonku. Głos profesorki prowadzącej te oto zajęcia, jak zwykle był przesączony jadem, a jej oczy skanowały mnie gardzącym spojrzeniem. Była to czterdziestodwuletnia kobieta ubrana w idealnie skrojony żakiet w kolorze błękitnego nieba oraz spódnicę za kolana w tym samym odcieniu. Na jej nosie spoczywały okulary, a usta były pociągnięte szminką o trudnej do określenie barwie. Była dystyngowana i nigdy nie dawała się ponieść zbytnio emocjom. Wiedziałam, iż nie przybycie na czas na jej lekcję było porównywalne z samobójstwem, lecz to najmniej mnie dotykało. Moje tęczówki momentalnie powędrowały na tyły pomieszczenia, od razu krzyżując się z wzrokiem James'a. Brunet siedział wygodnie usadowiony w ostatniej ławce środkowego rzędu, a jego mięśnie były całkowicie rozluźnione. Cóż. Nie wyglądał na przejętego faktem, iż jego najlepszy przyjaciel trafił do aresztu, a nawet wręcz przeciwnie... Był bardziej odprężony niż zazwyczaj. Nie odrywając spojrzenia od jego postaci, podreptałam w kierunku ławki w kącie klasy, którą przez ostatnie kilka dni zajmował Lukey. Już na samą myśl o nim, czułam mdłości i chęć jak najszybszego opuszczenia budynku liceum.
Bądź silna.
Nie pokazuj, że wygrali.
Nie rób tego.
Lekcje mijały tego dnia bardzo mozolnie i melancholijnie. Czekałam na wydarzenie, które mogłoby wprawić mnie w dobry humor, jednak nic takiego faktycznie nie nastąpiło. Ludzie tłoczyli się na korytarzach, obijając o siebie nawzajem i sycząc salwy przekleństw pod swoimi nosami. Tutaj nikt nie zawierał prawdziwych przyjaźni... To właśnie różniło liceum od gimnazjum. Szkoła średnia była miejscem przejściowym... Miejscem gdzie zbierano osoby już nie będące dziećmi, ale także nie dorosłe. Był to najgorszy okres, ponieważ wtedy w naszych sercach pojawiała się ta buntownicza cząstka, pierwsze miłości rozgrzewały nas do czerwoności. Jedynie kilka osób starało się zachować spokój... W tym także ja. Nie widziałam sensu w łamaniu z góry narzuconych zasad. Co nam to dawało? Respekt wśród rówieśników? Nie, dzięki. tego potrzebowałam najmniej. Mądrzy ludzie są samowystarczalni i nie uzależniają swojego zdania od opinni pozostałych.
Rozbrzmiał głośny dzwonek, obwieszczający zakończenie przerwy, a uczniowie nagle tracąc całą energię, która jeszcze chwilę wcześniej rozpierała ich od środka, poczęli rozchodzić się do najróżniejszych klas. Niektórzy z zagubieniem wymalowanym na twarzach przywierali do ścian, poszukując kogokolwiek znajomego. Lecz nie ja. Ja wiedziałam, co mnie czekało. Czekała mnie najgorsza godzina w całym tygodniu. Zajęcia na sali gimnastycznej. Nigdy nie byłam ich wielką, zapaloną fanką... Może ze względu na obowiązek założenia krótkich spodenek bądź legginsów, które nadmiernie ukazywały moje grube nogi. A może i nie.
Z wszystkich sił pchnęłam szklane drzwi, które momentalnie ustąpiły, dając mi możliwość bezproblemowego dostania się do toalety, w której przebierałam się od początku pierwszej klasy. Dlaczego? Widziałam te pełne obrzydzenia spojrzenia innych dziewczyn, kiedy zdejmowałam bluzkę. Ew. Kiedy weszłam do wykafelkowanego pomieszczenia, dostrzegłam trzy klasowe królowe, które bez słowa zmierzyły mnie wzrokiem przepełnionym wyższością. Po zmienieniu wcześniejszego stroju na luźne ubrania, związałam włosy w warkocza, a następnie splot przerzuciłam przez ramię. na hali czekała na mnie pozostała część grupy. Wszyscy ustawiliśmy się równo na żółtej linii, podczas gdy nauczyciel wyczytywał nasze nazwiska w kolejności zgodnej z alfabetem. James już od pierwszej lekcji pojawiał się ni stąd ni zowąd zbyt blisko mnie... Również na wfie sprawił, iż nasze ramiona stykały się.
- Luke Brooks?- głos trenera echem rozniósł się po całej sali.- Luke?!
Wołaj sobie, wołaj. Zakpiłam w myślach, lecz po upływie kilku sekund całkowicie nie było mi do śmiechu. Drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, uderzając o ścianę obok, a w nich pojawiła się sylwetka nikogo innego, jak starszego z bliźniaków Brooks w towarzystwie pozostałych członków swojej świty. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie to "Jakim cudem tak szybko opuścił areszt?!", a już moment później ze strachem przełknęłam ślinę, gdyż wzrok jego czekoladowych tęczówek skupiał się tylko i wyłącznie na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego. Był zły, co było dobrze widoczne w sposobie w jakim poruszał się.
- Miło widzieć Pana, Panie Brooks.- powiedział z sarkazmem nauczyciel, jednak jego słowa zostały całkowicie zignorowane.
- Idziesz ze mną- warknął Australijczyk, zamykając mój nadgarstek w żelaznym uścisku.
- Nigdzie nie idę!- zaprotestowałam.
- Idziesz.
- Nie.
- Kurwa.- w mgnieniu oka, za sprawą kilku ruchów, z lekkością i łatwością przerzucił mnie przez swoje ramię. To takie grubiańskie. Ew.
- Luke! Postaw mnie! Już!
Tego ranka na zewnątrz padał lekki deszcz, który niemiłosiernie moczył moje i tak nieposkromione kosmyki włosów, które bez przerwy przyklejały się do mojej twarzy. Nie miałam w sobie nawet na tyle siły, by odpowiednio unosić stopy, które szurały o powierzchnie brukowanego chodnika. Ani na moment nie odważyłam się unieść podbródka, uporczywie wlepiając wzrok w czubki swoich butów. Nie wiem, co skłoniło mnie do tego, lecz moje ciało kryła przeważająca część koloru czarnego. Czułam się, jak kobieta, która przechodziła coś na wzór żałoby. Żałoby po swoim zdrowym rozsądku i poczuciu własnej wartości. Minęło ponad sześć godzin od rozmowy z Sam, ale słowo "zakład" nie opuszczało moich zamotanych myśli. Próbowałam zgromić drgawki nawiedzające mój organizm, który był na granicach wytrzymałości. Nie jadłam nic od prawie dwóch dni. Nie piłam ponad pół dnia. Spałam zdecydowanie zbyt mało. Ktokolwiek dałby radę na moim miejscu? Cóż. Ktoś na pewno, ale nie ja... Nie w takich okolicznościach. Nie, kiedy miałam wiele problemów na głowie. Jednym z nich był Australijczyk, który nawet za sprawą oddechu potrafił wpędzić mnie w kłopoty. Może i zbytnio się przejmowałam. Może i wkładałam w to zbyt dużo serca... Taka byłam. Byłam po prostu nastolatką, taką jak każda inna.
Naprawdę chciałam odwiedzić Nash'a , jednak już i tak byłam spóźniona. W pewnym sensie poczuwałam się odpowiedzialna za jego stan i ten cały napad złości Luke'a, który został wyładowany właśnie na tym niczemu winnym chłopaku.
Zdyszana i zmoczona wpadłam do sali biologicznej piętnaście minut po dzwonku. Głos profesorki prowadzącej te oto zajęcia, jak zwykle był przesączony jadem, a jej oczy skanowały mnie gardzącym spojrzeniem. Była to czterdziestodwuletnia kobieta ubrana w idealnie skrojony żakiet w kolorze błękitnego nieba oraz spódnicę za kolana w tym samym odcieniu. Na jej nosie spoczywały okulary, a usta były pociągnięte szminką o trudnej do określenie barwie. Była dystyngowana i nigdy nie dawała się ponieść zbytnio emocjom. Wiedziałam, iż nie przybycie na czas na jej lekcję było porównywalne z samobójstwem, lecz to najmniej mnie dotykało. Moje tęczówki momentalnie powędrowały na tyły pomieszczenia, od razu krzyżując się z wzrokiem James'a. Brunet siedział wygodnie usadowiony w ostatniej ławce środkowego rzędu, a jego mięśnie były całkowicie rozluźnione. Cóż. Nie wyglądał na przejętego faktem, iż jego najlepszy przyjaciel trafił do aresztu, a nawet wręcz przeciwnie... Był bardziej odprężony niż zazwyczaj. Nie odrywając spojrzenia od jego postaci, podreptałam w kierunku ławki w kącie klasy, którą przez ostatnie kilka dni zajmował Lukey. Już na samą myśl o nim, czułam mdłości i chęć jak najszybszego opuszczenia budynku liceum.
Bądź silna.
Nie pokazuj, że wygrali.
Nie rób tego.
Lekcje mijały tego dnia bardzo mozolnie i melancholijnie. Czekałam na wydarzenie, które mogłoby wprawić mnie w dobry humor, jednak nic takiego faktycznie nie nastąpiło. Ludzie tłoczyli się na korytarzach, obijając o siebie nawzajem i sycząc salwy przekleństw pod swoimi nosami. Tutaj nikt nie zawierał prawdziwych przyjaźni... To właśnie różniło liceum od gimnazjum. Szkoła średnia była miejscem przejściowym... Miejscem gdzie zbierano osoby już nie będące dziećmi, ale także nie dorosłe. Był to najgorszy okres, ponieważ wtedy w naszych sercach pojawiała się ta buntownicza cząstka, pierwsze miłości rozgrzewały nas do czerwoności. Jedynie kilka osób starało się zachować spokój... W tym także ja. Nie widziałam sensu w łamaniu z góry narzuconych zasad. Co nam to dawało? Respekt wśród rówieśników? Nie, dzięki. tego potrzebowałam najmniej. Mądrzy ludzie są samowystarczalni i nie uzależniają swojego zdania od opinni pozostałych.
Rozbrzmiał głośny dzwonek, obwieszczający zakończenie przerwy, a uczniowie nagle tracąc całą energię, która jeszcze chwilę wcześniej rozpierała ich od środka, poczęli rozchodzić się do najróżniejszych klas. Niektórzy z zagubieniem wymalowanym na twarzach przywierali do ścian, poszukując kogokolwiek znajomego. Lecz nie ja. Ja wiedziałam, co mnie czekało. Czekała mnie najgorsza godzina w całym tygodniu. Zajęcia na sali gimnastycznej. Nigdy nie byłam ich wielką, zapaloną fanką... Może ze względu na obowiązek założenia krótkich spodenek bądź legginsów, które nadmiernie ukazywały moje grube nogi. A może i nie.
Z wszystkich sił pchnęłam szklane drzwi, które momentalnie ustąpiły, dając mi możliwość bezproblemowego dostania się do toalety, w której przebierałam się od początku pierwszej klasy. Dlaczego? Widziałam te pełne obrzydzenia spojrzenia innych dziewczyn, kiedy zdejmowałam bluzkę. Ew. Kiedy weszłam do wykafelkowanego pomieszczenia, dostrzegłam trzy klasowe królowe, które bez słowa zmierzyły mnie wzrokiem przepełnionym wyższością. Po zmienieniu wcześniejszego stroju na luźne ubrania, związałam włosy w warkocza, a następnie splot przerzuciłam przez ramię. na hali czekała na mnie pozostała część grupy. Wszyscy ustawiliśmy się równo na żółtej linii, podczas gdy nauczyciel wyczytywał nasze nazwiska w kolejności zgodnej z alfabetem. James już od pierwszej lekcji pojawiał się ni stąd ni zowąd zbyt blisko mnie... Również na wfie sprawił, iż nasze ramiona stykały się.
- Luke Brooks?- głos trenera echem rozniósł się po całej sali.- Luke?!
Wołaj sobie, wołaj. Zakpiłam w myślach, lecz po upływie kilku sekund całkowicie nie było mi do śmiechu. Drzwi wejściowe otworzyły się z impetem, uderzając o ścianę obok, a w nich pojawiła się sylwetka nikogo innego, jak starszego z bliźniaków Brooks w towarzystwie pozostałych członków swojej świty. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie to "Jakim cudem tak szybko opuścił areszt?!", a już moment później ze strachem przełknęłam ślinę, gdyż wzrok jego czekoladowych tęczówek skupiał się tylko i wyłącznie na mnie. Nie wyglądał na zadowolonego. Był zły, co było dobrze widoczne w sposobie w jakim poruszał się.
- Miło widzieć Pana, Panie Brooks.- powiedział z sarkazmem nauczyciel, jednak jego słowa zostały całkowicie zignorowane.
- Idziesz ze mną- warknął Australijczyk, zamykając mój nadgarstek w żelaznym uścisku.
- Nigdzie nie idę!- zaprotestowałam.
- Idziesz.
- Nie.
- Kurwa.- w mgnieniu oka, za sprawą kilku ruchów, z lekkością i łatwością przerzucił mnie przez swoje ramię. To takie grubiańskie. Ew.
- Luke! Postaw mnie! Już!
Pan Morgan (wfiesta) nie zdążył odebrać mnie z rąk wściekłego Szatyna, gdyż wystarczyło mu kilka minut by wrzucić mnie na tyły swojego samochodu. Czułam się, jak worek ziemniaków. Naprawdę. Silnik zaburczał, a trzask automatycznego zamykania drzwi doszedł do moich uszu. Nie jechaliśmy długo, lecz każda sekunda zdawała się dla mnie być wiecznością, wypełnioną moimi błaganiami o jakiekolwiek wyjaśnienia. Na próżno. Głośna muzyka zagłuszała całkowicie mój głos, a w lusterku mogłam zobaczyć wciąż powiększającą się zmarszczkę między brwiami "porywacza".
- Wyłaź.- syknął chłopak, opuszczając pojazd, który został zatrzymany na parkingu w nieznanym mi dotąd punkcie widokowym.
Pociągnęłam niewielką klamkę, po czym niezdarnie wypadłam na zewnątrz, ze zdezorientowaniem patrząc na Lukey'a, który stał kilka metrów ode mnie z rękami założonymi na piersi. Cholera. To nie wygląda za dobrze.
- Czy ty naprawdę jesteś tak głupia?! Jess!- z łatwością pokonał dzielącą nas odległość.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Wpadasz do tej pieprzonej szkoły , jak gdyby nigdy nic i zabierasz mnie na jakieś pustkowie! Luke! To nie jest normalne! Naprawdę kurwa! To nie jest normalne! Aresztowali Cię, a już po kilku godzinach robisz takie coś! Jak!? Jak w ogóle tutaj jesteś?! uciekłeś?!- wykrzyczałam na jednym wdechu.
- Och, kurwa. Zamknij się wreszcie.
Całkowicie skupiona na dziwności całej sytuacji nie zauważyłam nawet faktu, jak blisko siebie znajdowaliśmy się. Czułam zapach jego perfum oraz oddech owiewający moje zaczerwienione policzki. Jeszcze nim zareagowałam jego ciepłe wargi raptownie przywarły do moich. Natychmiast odsunęłam się, jednak ogromne dłonie Luke'a zjechały do dołu moich pleców, gładząc skórę ukrytą pod materiałem koszulki i tym samym uniemożliwiając mi jakąkolwiek ucieczkę. Przymknęłam powieki, nagle całkowicie poddając się uczuciom które kotłowały się wewnątrz mnie od dłuższego czasu... Pragnęłam go. Pragnęłam go bardziej niż można to sobie wyobrazić. Patrzenie na tego chłopaka z dystansu było dla mnie koszmarem, ponieważ... Tak. Miał w sobie coś co sprawiało, że za każdym razem wracałam. Wracałam, by znów być zranioną... W tamtym momencie nie myślałam o konsekwencjach. Liczył się tylko On. On i jego idealne pocałunki. Nasze usta zdawały się do siebie idealnie pasować, a ich ruchy były magicznie zsynchronizowane. Czułam to. Czułam, iż już wiem czego chcę...
- Nie. Zaczekaj.- wypaliłam, zadziwiając tym również samą siebie.
- Czekałem już zbyt długo.- wyszeptał, ponownie przyciągając moje ciało do swojego.
First kiss just like a drug
_____________________________________________________________________
Boom! To nie jest koniec odpowiadania.
To nie jest koniec zwrotu akcji.
To nie jest koniec niczego.
Tak tylko mówię.
Informacje ode mnie na temat opowiadania,
a także pytania do mnie będą oznaczane hasztagiem
#BadBoyPLNews
Chcę zobaczyć dużo tweetów z #BadBoyPL
50 komentarzy = Rozdział XVIII
( dacie radę jest was ponad 70 ♥ )
Omg , jaki cudowny rozdział ;'( czekam na następny ;33 @ NiallMyHeros
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział! I ten nieoczekiwany zwrot akcji.. świetnie ci idzie!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny! @awmybrooksxx
Czekam na kolejny i mam nadzieje, ze w końcu mu wspomni, że wie o zakładzie @maliaani
OdpowiedzUsuńwspaniałe!!!
OdpowiedzUsuńasdfghjhgfdsaASWD
/@love_punk_larry
Usuńomg omg omg *0* świetny @DREWSOSJ
OdpowiedzUsuńaww *.* jak słodko
OdpowiedzUsuńHdjdhdjdhbdjdjdd kurwa idealny *-* chociaz nie ogarniam zachowanka Lukea. Najpierw ja porywa, potem krzyczy i na koniec caluje. O co chodzi? xD jezu za duzo pytan, zdecydowanie za duzo a za malo odpowiedzi ;-;
OdpowiedzUsuńnie moge doczekac sie soboty xx
@rocksbrooks_
świetny rozdział jeja hfhdsghds
OdpowiedzUsuń@kidrawhxo
Uwielbiam twoje ff, rozdział jest świetny (szczególnie ta akcja z Lukey'em) ale według mnie powinnaś skrócić te opisy i dodać troche dialogów...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział :)
Rozdział spoko :) czekam na nn
OdpowiedzUsuńPoczątek nudnawy, ale zakończenie.. aww *.*
OdpowiedzUsuńDajcie mi już sobotę . Najcudowniejszy ❤️
OdpowiedzUsuń/@darelovedare
OdpowiedzUsuńTak bardzo perfekcyjny! Pocałunek na końcu >>>>>>>>>>>>
OdpowiedzUsuńMcsfjjfssgjtd prosze o następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, świetne akcje :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :)
Pozdrawiam i weny życzę xx
OMG Luke !!!!
OdpowiedzUsuńLUKE AKA BAD BOY.
OdpowiedzUsuń*A co mi tam wpadnę na lekcję, wezmę Jess i pojedziemy kajś*
KOŃCÓWKA KLJFHLKASFHLSKDJFHLKAJSHKASDJHKJFADSH *O*
CZEKAMCZEKAMCZEKAMCZEKAM !
@and_disappear
Cóż za.nieoczekiwany zwrot akcji ! :) dzieje się... Pocałunek na końcu *.*
OdpowiedzUsuńRozdział świetny.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn. :))
chxe juz nastepny rozfzial!
OdpowiedzUsuńczemu bawisz sie moim sercem😭
OdpowiedzUsuńTwoj sposob pisania bardzo mi sie podoba :) nigdy nie wiadomo co wydarzy sie w kolejnym rozdziale i to mi bardzo odpowiada xx
OdpowiedzUsuńomg ten zwrot akcji i pocalunek poprostu ksskbsjnsms
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Kocham. Dodaj kolejny, bo nie wytzymam
OdpowiedzUsuńdwa słowa: o matko! /@niall_wanted
OdpowiedzUsuńJest niesamowity , wkoncu sie pocalowali aww *.*
OdpowiedzUsuńomg kompletnie się rozpłynęłam *____* takiego Lukeya chcemy :D jednak boję się dalszego zwrotu akcji -.-
OdpowiedzUsuńBoze kjggllgsfkouy 💕
OdpowiedzUsuń@my_justin1994
Boski rozdzial ! Jeju kocham to opowiadanie i Ciebie
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny !;*
OMFG ! WOW nie spodziewałam się takiej akcji :O super rozdział czekam na next :D
OdpowiedzUsuńGcffgyhhh jezu idealne omg czekam na kolejny @ohmyneymar x
OdpowiedzUsuńuwielbiam xxxxxxxx
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial. Nie moge sie doczekac kolejnego
OdpowiedzUsuńKocham, kocham i jeszcze raz kocham ♥
OdpowiedzUsuńO mój boże. Kocham to ff i jestem ciekawa jak to się skończy.
OdpowiedzUsuńKocham to ff, nie moge sie doczekac kolejnego :)
OdpowiedzUsuńŚwietny <333 nie moge sie doczekać następnego
OdpowiedzUsuńNajlepszyyyy
OdpowiedzUsuńBoże co się właściwie stało? sdkhdljd Czekam na następny! Chcę go jak najszybciej jfhkgalfdhk
OdpowiedzUsuńJuż sie nie moge doczekać co sie dalej stanie
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Czekam na nn. ;P
OdpowiedzUsuńKocham !!
OdpowiedzUsuńKiedy następny ?? uwielbiam jak piszesz
OdpowiedzUsuńcudowny! ♥♡
OdpowiedzUsuńW końcu jest pocałunek, tyle na to czekałam *-* Genialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńboskki rozdział
OdpowiedzUsuńJejciu świetny *-*
OdpowiedzUsuńjakie emocje osbdosbjs, nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu xox
OdpowiedzUsuńkocham to :*
OdpowiedzUsuńco co co co
OdpowiedzUsuńboze cudowne
teraz codziennie bd o tym myslec!
nie da sie opisac jak bardzo sie wkrecilam
pisz szybciutko nastepny rozdzial xx
/@kasiawagowska
BOŻE BOŻE KOLEJNY DAWAĆ KOLEJNY JA TUTAJ PRZEŻYWAM TERAZ NAJGORSZY MOMENT SWOJEGO ŻYCIA
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko w jeden wieczór genialne czekam na następne jeju
/ @avefrankie
http://twitterfriends-fanfiction.blogspot.com
Świetny rozdział! Luke mnie zaskoczył nie spodziewałam się takiego zakończenia tego rozdziału :) Kocham to ff ♥ czekam na następny rozdział
OdpowiedzUsuń@I_love_1D59
Przeczytałam wszystkie rozdziały. Twoje ff jest wspaniałe. A ten rozdział jest taki asjdoiasjdijasiod. Uwielbiam. <3
OdpowiedzUsuńzajebste xx
OdpowiedzUsuń